Marketingowcu, bądź jak Jerzy Kukuczka

Najdzielniejszy polski człowiek gór przyznał kiedyś: „Kiedy jestem na szczycie, sam fakt zdobycia góry przestaje się liczyć. Ważne jest tylko to, by jak najszybciej zejść i dotrzeć do namiotu.”

Być może chodziło mu o bezpieczeństwo. Być może o cenny czas, który zamiast na napawanie się dumą wolał przeznaczyć na inne, bardziej twórcze działania. Być może miał na myśli swoją wiecznie niezaspokojoną ambicję, która nie pozwalała mu cieszyć się sukcesem. W zamian chciał jak najszybciej podjąć nowe wyzwanie. Móc wykazać się na nowo.

 

To właśnie ta ambicja umożliwiła wejście na Koronę Himalajów i Karakorum, czyli wszystkie 14 głównych szczytów mierzących więcej niż 8 tysięcy metrów. Na dodatek, ów wewnętrzny pęd był na tyle silny, że na te niewyobrażalne dla przeciętnego człowieka wyżyny Kukuczka wspiął się w rekordowo krótkim czasie. Ledwie 8 lat, podczas gdy jego wielkiemu rywalowi, Reinholdowi Messnerowi ten sam wyczyn zabrał lat 16.

 

A jakie są Twoje szczyty, na które zamierzasz wejść podczas kariery marketingowca? Warto, aby było ich całkiem sporo i aby ich obecność nigdy nie dawała Ci spokoju. Już sama świadomość, że są czekające na Ciebie wyzwania powinna stanowić wystarczająco silny bodziec motywacyjny.

W marketingu to o tyle ważne, że każdy moment chwały trwa zaskakująco krótki, a blask sławy grzeje rozczarowująco słabo. Jeśli w ogóle grzeje Ciebie, a nie kogoś innego.

 

Dlatego chwilę po osiągnięciu upragnionego celu – zawracaj. Schodź na dół i planuj kolejną wyprawę. Inny zdobywca 14 ośmiotysięczników, Ed Viesturs podzielił się z nami taką myślą, zapewne zrodzoną podczas jednej z wielu wspinaczek: „Wchodzenie na górę jest dobrowolne. Ale już schodzenie jest obowiązkowe”. Można potraktować to dosłownie, ale i metafizycznie. Jako przestrogę przed zbytnią pychą. Pychą rozumianą jako niewłaściwe i niewystarczające przygotowanie się do trudnego wyzwania, z którego możemy już nie wrócić. Pychę rozumianą jako zachłyśnięcie się własnymi osiągnięciami i niechęć do zejścia ze szczytu.

 

Wśród himalaistów często panuje specyficzna gorączka. Gorączka szczytów. Summit fever. Muszą, po prostu muszą zdobyć każdą z dostępnych gór. Bez względu na okoliczności, niesprzyjającą pogodę, kończące się zapasy, stan zdrowia, kurczący się czas, zapadający zmrok. Ta dziwna przypadłość, rozpalająca po równo kobiety i mężczyzn, doprowadziła już do niejednej tragedii.

W marketingu podobny zapał nie grozi podobnymi fatalnymi konsekwencjami. Dlatego jest tym bardziej pożądany. Jeśli zrealizujesz już jeden cel, nie poprzestawaj na tym, a od razu atakuj kolejne wyzwanie. Nawet jeśli Twój zleceniodawca nie oczekuje tego od Ciebie. Nawet jeśli wiąże się to z dodatkowym wysiłkiem.

 

Wprowadzając portal Mooney.pl na rynek, dysponowałem stroną internetową jako podstawowym narzędziem do komunikacji. Serwis musiał jawić się jako przyjazne miejsce, zachęcające do korzystania ze skupu i prowadzące użytkownika za rękę po poszczególnych etapach procesu sprzedaży. Dostrzegałem jednak, że to jedno narzędzie nie wystarczy. Uruchomiłem Facebooka i Twittera. Ruszyłem z prezentacjami na SlideShare. Uruchomiłem jednego bloga. Potem drugiego. Wystartowałem z regularnym mailingiem. Wszystko to w ramach jednego, tego samego budżetu. Chodziło mi o to, aby nie poprzestać na jednym osiągniętym poziomie odwiedzalności i stałej liczbie dziennych transakcji. Tylko wciąż podbijać wynik. Zamiast fever summit – fever Google Analytics.

Podobnie było z rowerowym wyścigiem Gwiazda Południa. Początkowo planowany jako krajowa impreza, szybko przerodził się w coś większego. Pozyskanie zagranicznych partnerów trwało długo, jeszcze więcej czasu zabierało przygotowanie dla każdego z nich unikalnych treści, artykułów, wywiadów, postów na Facebooka… Ale cały ten trud się opłacił. Nie tylko mi, ale przede wszystkim szefowi całego wyścigu, który na starcie mógł powitać okazałą grupę zawodników.

 

Tym, co łączy wspinaczy i marketingowców jest to, że szczyty wytyczają sobie sami. Nikt nie przychodził do Jerzego Kukuczki i nie mówił mu: „a teraz wejdziesz na K2”. Przeciwnie, ludzie prędzej starali się go odwieść od jego własnych zamierzeń. Podobna niezależność i ambicja powinna charakteryzować człowieka ze świata marketingu. Umiejętność samodzielnego obierania kierunku i sięgania jeszcze wyżej niż narzucone Key Performance Indexes może wyjść Ci tylko na dobre.

 

A jeśli nawet nie uda Ci się ich osiągnąć, to zawsze lepiej spadać z wysoka.

 

Jak to robią zawodowcy?

 

Szczyt szczytów

Richard Curtis, założyciel Comic Relief, postanowił wesprzeć Organizację Narodów Zjednoczonych, starającą się zwiększyć poziom świadomości na temat skrajnej biedy oraz grożącej katastrofie spowodowanej zmianami klimatycznymi. Ponieważ oba zagadnienia są kluczowe dla całej ziemskiej populacji, Curtis uznał, że przekaz ONZ powinien trafić do… wszystkich. Blisko 7 miliardów mieszkańców. Tak oto narodził się „Project Everyone”.(http://www.project-everyone.org/) Zakładał on, że jeśli każdy ziemianin otrzyma informację, co musi zmienić w swoim życiu, aby zapobiec biedzie i nieodwracalnym zmianom klimatycznym, to cała nasza planeta odetchnie z ulgą.

„Project Everyone” to interaktywna platforma, wykorzystująca wszystkie dostępne kanały, by trafić do obywateli krajów z każdego kontynentu. Brzmi nierealistycznie? Absurdalnie? Utopijnie?

Może. I mimo że nie udało się osiągnąć założonego celu, to i tak jego koordynatorzy chwalą się, że ze swoim przekazem dotarli w ciągu tygodnia aż do 3 miliardów ludzi.

Byłeś jednym z nich?

Celebryci pomagali kręcić viralowe filmy. Operatorzy sieci komórkowych na swój koszt wysłały blisko 5,2 miliardów wiadomości tekstowych. Koncert z udziałem Beyonce i Coldplay został pokazany w 150 krajach. Miliony dzieci ze 160 krajów wzięły udział (bezpośrednio lub zdalnie) w Największej Lekcji Świata. Komunikat o akcji nadawało ponad 600 stacji radiowych, docierając do 250 milionów słuchaczy. Zainteresowanie mediów przyciągnięto m.in. kreatywnym wideomappingiem budynku siedziby ONZ czy też wysłaniem niebieskiej flagi w najbardziej rozpoznawalne miejsca na ziemskim globie.