Niedocenieni

Trwa właśnie Vuelta a Espaňa, ostatni wielki kolarski wyścig w tym sezonie. Kibice tego sportu śledzili zapewne telewizyjne transmisje także Giro d’Italia oraz Tour de France. By nie złapać zadyszki podczas wirtualnego pchania polskich sportowców pod co bardziej strome podjazdy, realizatorzy relacji często raczyli nas przerwami reklamowymi. Niejednokrotnie bloki takie następowały częściej niż premie górskie pierwszej kategorii na danym etapie. I bywały podobnie męczące – głównie ze względu na powtarzalność poszczególnych reklamówek.

Wśród nich przewijało się kilka spotów z udziałem samych kolarzy. Pierwszy z nich dotyczył czarnego szamponu, stworzonego przez „niemieckich inżynierów”. To odwołanie się do stereotypu fachowca posługującego się nowymi technologiami (bo tak przecież wyobrażamy sobie „niemieckiego inżyniera”) jest zasadne. Reklamowanego szamponu można używać bez wody. O tym wszystkim informuje nas dwoje kolarzy: jeden z nich jest pod prysznicem, drugi w wielkim pośpiechu wpada do pokoju. Sam chciałby skorzystać z natrysku – domyślamy się, że trening musiał być intensywny – ale blokuje go kolega. To ważna lekcja dla nas, by zawsze na treningach i zawodach dawać z siebie więcej i mocniej pedałować: można pierwszemu zająć prysznic. Spóźniony kolarz ma jednak asa w rękawie: niemiecki szampon, któremu wyczyści włosy bez wody.

Druga reklamowa scenka zabiera nas już nie do łazienki, a do kuchni. Kuchnia jest nowoczesna, gdyż cała w mroku, a jedyne widoczne AGD, czyli kuchenka, połyskuje nieziemskim blaskiem. Po kilku ujęciach prezentujących fantastyczność sprzętu, materializuje się obok niego Rafał Majka. Też musiał dopiero wrócić z męczącego treningu, skoro jeszcze w trykocie znalazł się w kuchni. Nasz zawodnik oznajmia nam, że oto nadciąga rewolucja. Kilka chwil później dodaje, że on kocha tę rewolucję. Tę, czyli kuchenkową rewolucję.

Jeśli na czas reklam sięgniemy po prasę, to i tam natkniemy się na Rafała Majkę. Nieoczekiwane spotkanie może nas wprawić w zakłopotanie, gdyż Rafała widzimy pod prysznicem. On sam nie czuje się skrępowany. Wręcz przeciwnie: spogląda na nas zawadiacko, masując się po głowie. Tym razem jednak nie o szampon chodzi, a o kabinę prysznicową, stworzoną przez tego samego producenta, co kuchenka. Kolarz wie, co dobre: wybrał taki prysznic, którym jest zachwycony.

Gdy już odłożymy pismo, a na ekranie ponownie pokażą się zmagania zawodników na trasie, nachodzi osobliwa refleksja. Byliśmy niesprawiedliwi wobec kolarzy. Widzieliśmy w nich przede wszystkim profesjonalistów ogarniętych manią zwyciężania. Twardzieli pokonujących podjazdy, z którymi ledwo poradziłby sobie nasz stojący na parkingu samochód. Sportowców nie bojących się rozpędzić do 70 kilometrów na godzinę, kładących się na ramie i przy takiej prędkości oraz w takiej pozycji wchodzących w ostre zakręty.

Ludzie-maszyny. Bohaterowie nie z tej ziemi.

Gdy tymczasem są oni nam znacznie bliżsi. W drogerii podpowiedzą nam, jaki szampon wybrać, w kuchni pomogą przyrządzić rewolucyjnie pyszny obiad i podpowiedzą, a w łazience omówią z nami zasady higienicznej kąpieli i zalety prysznicowego masażu.

Nie docenialiśmy tych panów.